czwartek, 9 czerwca 2016

O miłości co się rodzi wraz z ugryzieniem komara

Nie wiadomo czemu nazwana została wakacyjną, skoro równie dobrze co w maju może złapać w grudniu. Zazwyczaj jednak przypada na okres wakacyjny. Chyba z braku lepszego zajęcia, nudy i ogólnego zniechęcenia środowiskiem;
" - Ale nudnoooo
-  Noooo
-  Chodźmy się całować. Lol
-  No okej. Lol
-  Lol.  "
 Wygląda raczej niepoważnie i żałośnie. Ale spokojnie, spokojnie. Nie naskakujmy od razu. To przecież lato, 40° w cieniu, woda wrze, człowiek ma wrażenie, że całe jeziora buzują, choć takie duże, a co tu mówić o takich mikroskopijnych hormonach...
 Oczywiście. Można zwalić wszystko na Bogu winne hormony, albo po prostu przyjąć to wszystko na klatę;
"No okej. Jesteśmy głupi. Co dalej?  Zaraz...  jak on się w ogóle nazywał?"
I właśnie za to ludzie kochają wakacyjną miłość. Że nic nie ma dalej. W ogóle nic nie ma. Nie ma motyli w brzuchu, plątania się języka, dreszczy przy złapaniu wspólnego spojrzenia. Podejrzewam, że to przez okoliczności. Od ciepła motylkom skrzydełka się skleiły, jak język się plącze, to znaczy, że udar cieplny i karetkę trzeba wzywać, a wspólnego spojrzenia się nie złapie, bo i jak, przy okularach przeciwsłonecznych? Potem zresztą też nic nie ma. Numer telefonu zapisany na pocztowce gubisz po tygodniu, a nazwiska, żeby znaleźć na Facebooku, i tak nie pamiętasz. Jeżeli po 9 miesiącach stan domowników rodziny dziewczyny nie ulegnie zmianie, nie masz nawet co liczyć na kartkę na Boże Narodzenie.

***

Dziś trochę krzywym okiem o jakże prehistorycznym uczuciu. Już każdy wakacje czuje, więc staram wpasować się w klimat i poczuć morską bryzę
 Z mojej strony tylko jedna prośba: zabezpieczajcie się !
... przed słońcem filtrem uv rzecz jasna


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz