niedziela, 20 listopada 2016

O lisach i baobabach

"Oni są właśnie tacy. Nie można od nich za dużo wymagać. Dzieci muszą być bardzo pobłażliwe w stosunku do dorosłych." ~ Mały Książę , A. de Saint-Exupery
 
 

Oni są właśnie tacy. Jacy? Wiecznie zapracowani? Zawsze w biegu, ciągłym krzyku i maniakalnym podejściu do formalności. Zirytowany swoim zmęczeniem i zmęczeni swoją irytacją. Kręcą się w kółko wokół teoretycznie ważnych spraw, ale zamiast psa szykującego się do legowiska oni przypominają raczej robaki w rozkładającym się ciele. Nie ma w nich ciepła psiej sierści, tylko zimno i skrzypienie małych muszek nóżek brudnych od smutku dnia wczorajszego i ze złością za paznokciami po ciężkiej pracy. Wkraczają do domu, a wraz z nimi fetor zatraconych dziecięcych marzeń i atmosfera nerwowego pośpiechu.
Dzieci muszą być bardzo pobłażliwe w stosunku do dorosłych. Muszą znosić ich humory, zdenerwowanie i ciągłe wyrzuty, że one znów zrobiły coś nie tak, że mogły lepiej, że nie skupiają się na rzeczach ważnych, że nie są idealne, że nie są takie, jakie dorośli chcieliby, żeby były. Że są tylko ludźmi i mają prawo do pomyłek, ale nie przy cioci Jadzi. Że nie spełniają chorych ambicji swoich opiekunów i nie są w stanie zaspokoić pragnienie rodziców o znanym nazwisku i poczuciu dumy ze swojego potomstwa. Że nie są takimi, jakimi dorośli chcieliby być, gdyby byli w stanie cofnąć czas. Dzieci muszą być bardzo pobłażliwe w stosunku do dorosłych. Kiedyś też takie będą. Nie mają innego wyboru.
 
***
 
Nigdy nie lubiłam tej książki, ale dopiero niedawno zrozumiałam dlaczego. (I nie chodzi tu tylko o to, że mi jako dziecku lis nie kojarzył się z uosobieniem przyjaciela, tylko obsikanymi jagodami.) Kiedyś nie lubiłam jej dlatego, że Mały Książe umarł. Teraz nie lubię jej dlatego, że wrócił na swoją planetę B-dwametrykwadratowe, żeby zajmować się różą, która go tylko krytykowała. Pomiatała, narzekała, marudziła. Że zostawił na ziemi lisa - swojego jedynego przyjaciela, dla którego był wszystkim w imię melancholijnego kwiata. Że będzie ją podlewać, zasłaniać kloszem, zabijać gąsienice i straci dla niej całe życie. Że to jedyna kobieta w całej książce i jest ukazana jako najbardziej egoistyczne i zadufane w sobie stworzenie na świecie. Że nie mógł zastąpić róży narcyzem, bo byłoby niepoprawnie politycznie, ani nie poświęcił ani odrobiny uwagi innym kwiatkom. Zarówno na planecie B-612, jak i Ziemi. Że kwiaty polne nie dostały roli pierwszoplanowej, o baobabach nie wspominając. No haaaloooo wyciął je z korzeniami! Jawna dyskryminacja! Ta książka nie jest o przyjaźni czy miłości... Ta książka jest o  OGRODNICTWIE... Całe życie w błędzie... I jak tu ją lubić?
PS. Mówiłam, że się zbieram!
PS2. Z osobistej strony: ludzie! Hodujcie bratki i paprotki! (Kaktusy też są spoczko)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz